Ta strona używa plików cookies w celu prawidłowego funkcjonowania, analiz i statystyk strony. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich zapisywanie.
O sekcji:
Zmienić całkowicie swoje życie lub wyjść z kryzysu obronną ręką – kino wyjątkowo często eksploatuje marzenia o wielkiej przemianie. Z perspektywy dramaturgii stan graniczny – stan ciągłego napięcia i walki z przeszkodami – to punkt wyjścia każdego filmu, w którym status quo rozsypuje się po pięciu minutach jak domek z kart. Kultura wstrząsu to także kultura przemiany i radzenia sobie z przeciwnościami losu, obiektywnymi lub wymyślonymi, znajdującymi się w głowie lub całkowicie niezależnymi od nas. Globalna pandemia, rozregulowująca w 2020 roku życie ludzkości, to oczywiście nie jedyna okoliczność, w której musimy na nowo określić kierunek, w jakim chcemy zmierzać i poszukać nowych punktów oparcia. Przegląd sytuacji egzystencjalnych rodzących się, kiedy – by zacytować Marshalla Bermana – „wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu”, oferują tegoroczne Historie Kina: zestaw dziesięciu oryginalnych, prowokacyjnych i zachwycających świeżym spojrzeniem filmów z różnych zakątków świata.
Dziesięć tytułów cyklu tworzy wielowątkową, lecz spójną narrację o życiu wytrąconym z równowagi, pulsującym nieznaną wcześniej energią, nastawionym na spotkanie z niewiadomym. Nie jest przypadkiem, że podróż zaczynamy od roku 1959 i „Czarnego Orfeusza” Marcela Camusa: jednego z najbardziej rozmarzonych i roztańczonych filmów wszech czasów, nakręconym na progu rozkwitu francuskiej Nowej Fali. Lata 50. to pożegnanie z klasycznym kinem; na początku kolejnej dekady wszyscy filmowcy musieli otworzyć się na kulturę wstrząsu i zaproponować formę, która odpowiadałaby dynamice nowoczesności i potrafiła opowiedzieć o teraźniejszości bez uproszczeń i schematów. „Czarny Orfeusz” – oparta na antycznym micie baśń stworzona przez Europejczyków zafascynowanych brazylijską kulturą – ukazuje jak fatum i śmierć wdzierają się do pogrążonego w karnawałowej ekstazie Rio de Janeiro, na zawsze odmieniając los przeznaczonych sobie kochanków. Scena, w której dzieci przejmują instrumenty od dorosłych i samodzielnie witają wschodzące słońce, ma z perspektywy lat proroczy charakter: idzie nowe, którego kształtów nie możemy jeszcze przewidzieć.
Wstrząs – prywatne trzęsienie ziemi – zaczyna się często od ucieczki. Trzy kolejne filmy przeglądu w wyjątkowym stylu portretują bohaterów, którzy mają dość i nie zniosą już ani chwili rutyny. Debiut Alaina Tannera „Charles martwy lub żywy”, zapomniany przez lata „Strofy dla Sophie” Moshé Mizrahiego oraz być może najważniejszy film afrykański XX wieku, „Podróż hieny” Djibrila Diop Mambéty’ego, to powstałe na przełomie lat 60. i 70. dzieła błyskotliwie komentujące ówczesne rewolucje obyczajowe i polityczne. W „Podróży hieny” para senegalskich nastolatków fantazjuje o wyjeździe do Paryża, o czym przypomina nam nieustannie tęskny hymn do stolicy Francji śpiewany zza kadru przez Josephine Baker. Czy Europa jest jednak rzeczywiście rajem na ziemi? W zmaganiach z kondycją postkolonialną Mambéty opowiada się po stronie swojej ojczyzny: miejsca nie tak zamożnego jak światowe centra, ale nasyconego unikalną tradycją, lokalną historią i ukazującego nierzadko swoje surrealistyczne oblicze.
„Charles martwy lub żywy” oraz „Strofy dla Sophie” to dwa uzupełniające się filmy zrodzone z atmosfery paryskiego maja ‘68. Charles to szef szwajcarskiej firmy rodzinnej produkującej zegarki, który opuszcza rodzinę i zaczyna para-hipisowskie życie z poznaną przypadkiem parą; Céline z filmu Mizrahiego bierze ślub ze sztywnym Philippe’m, ale ani myśli o ustatkowaniu się, podważając standardy męskiego świata i opracowując wymyślne strategie oporu. Bunt męski w Szwajcarii i bunt kobiecy we Francji – choć na pewno nie ma między nimi symetrii, to na głębszym poziomie okazują się ekspresją podobnej potrzeby: wyrwania się z kieratu codzienności, zapewnienia sobie miejsca na oddech, refleksję i wewnętrzną wolność.
Kulturze wstrząsu często towarzyszy lęk – boimy się zmian, nawet jeśli ich chcemy, i przeraża nas to, co wymyka się racjonalnemu poznaniu. W równym stopniu uwodzicielski i niepokojący „Piknik pod Wiszącą Skałą” Petera Weira oraz chłodne „Lśnienie” Stanleya Kubricka to wirtuozerskie filmy o miejscach, które emanują tajemniczą, niebezpieczną energią. Panny z prywatnej szkoły na australijskim pikniku oraz pozbawiony weny pisarz opiekujący się rodziną i wielkim, pustym hotelem – choć tak wiele ich dzieli, wkraczają oni w strefę, która wstrząsa poczuciem tożsamości, wyzwala w nich świadomość własnej cielesności lub mordercze zapędy. Oba filmy przeczą przekonaniu, że jesteśmy w stanie pokierować własnym życiem, pokazując świat, w którym czas, przeszłość i pierwotna groza całkowicie nad nami dominują.
Wstrząs może też oznaczać absolutną cezurę, po której życie nie tyle nie będzie już takie samo – ono nigdy nie będzie normalne, nie da nam szansy na spokój i szczęście. W dwóch mrocznych, eksperymentujących z chronologią wizjach ludzkiej podmiotowości, „Zniknięciu” George’a Sluizera i „Memento” Christophera Nolana, traumatyczne wydarzenie – porwanie bliskiej kobiety w pierwszym, morderstwo żony w drugim filmie – oznacza absolutny punkt zwrotny i początek niekończącego się koszmaru. Cierpiący na zanik pamięci krótkotrwałej bohater Nolana żyje pragnieniem zemsty, ale jego emocje należą tylko do przeszłości, która składa się z zamkniętego zbioru wspomnień. „Zniknięcie” wikła nas z kolei w perwersyjną grę z oprawcą, rozkoszującym się zadawaniem cierpienia przypadkowym osobom. Dla bohatera, którego żona zniknęła pewnego dnia bez śladu w drodze na stację benzynową, życie w teraźniejszości lub spoglądanie w przyszłość jest niemożliwe. Wstrząs, jaki przeżył, skazuje go na wieczne rozpamiętywanie i dochodzenie, co się tak naprawdę wydarzyło.
Kilka filmów z tegorocznego cyklu opowiada o relacjach rodzinnych („Lśnienie”, „Strofy dla Sophie”). Bodaj najmocniej rozdźwięk między jednostką a bliskimi zaznaczają Todd Haynes w „Schronieniu” i Andriej Zwiagincew w „Lewiatanie”. To dwie historie stopniowego odzierania ludzi z kolejnych warstw zapewniających im stabilność: domowej przestrzeni, opartych na zaufaniu relacji społecznych, poczucia bezpieczeństwa. Przypominający Hioba Kola decyduje się na wojnę ze wszystkimi, którzy chcą pozbawić go skrawka ziemi, na której mieszka. Julianne Moore w filmie Haynesa zapada na nieokreśloną chorobę, która wyłącza ją z codziennego życia, izoluje od ludzi i skazuje na wygnanie z coraz bardziej uprzemysłowionego świata. W obu filmach działają siły – konkretne lub niesprecyzowane – niszczące bohaterów, serwujące im wstrząs, z którego mogą się nigdy nie podnieść. To druga, pesymistyczna strona marzenia o wielkiej przemianie: nie zawsze potrafimy przewidzieć, jakie będą jej skutki i czy pewnego dnia nie zapragniemy starego życia, do którego nie ma już powrotu.
Sebastian Smoliński